sobota, 3 grudnia 2016

Dokąd w Krakowie? Dla fanów fantastyki



Parę miesięcy temu pisałam o miejscach, które w Krakowie lubię. A raczej w których można dostać coś dobrego (herbatę, lody, zapiekanki, czekoladę czy trdelnik): http://spalic-wiedzme.blogspot.com/2016/05/dokad-w-krakowie.html. Dziś zapraszam do paru krakowskich miejsc, które mogą pokochać fantaści.

1.                       Hex
Hex to knajpka z grami planszowymi, położona na Dwernickiego 5. Dość ciasna, dość ciemna, ale świetna dla wszystkich, którzy chcieliby pograć, a sami akurat żadnej planszówki nie mają/chcą wypróbować nową. Wnętrze ma specyficzny klimat, po części dzięki lampom i napisom na ścianach. Ma też sporą kolekcję planszówek i całkiem niezłe hot dogi. Uwaga, w weekendy wieczorami zwykle pęka w szwach – lepiej zarezerwować sobie miejsce albo wpaść poza godzinami największego oblężenia.

(Zdecydowałyśmy, że pogramy w Igranie z Gruzem. Gra musi być popularna, bo była w takim stanie, jakby ktoś niektóre karty postanowił przeżuć, brakowało jednej figurki, a innej ktoś chyba odgryzł głowę. Wygrałam i zostałam różowym jednorożcem. Nie pytajcie.
Później podjęłyśmy próbę opanowania zasad gry w planszówkę Wiedźmina, ale poległyśmy z kretesem. Może faktycznie jest nieco skomplikowana, a może chodzi o to, że było późno, miałyśmy wkrótce wychodzić, bolała mnie już głowa, a dziewczyny miały za sobą parę piw...
Swoją drogą pozdrowienia dla młodzian, którzy przy sąsiednim stoliku grali w coś z Lovecraftem i jak podsłuchała koleżanka, zastanawiali się, czy panny wiedzą chociaż, kim był Sapkowski. Nie no, skąd. Absolutnie. Bo przecież dziewczyna nie może lubić fantastyki, a do Hexa zabłądziłyśmy w drodze do galerii handlowej:P To wcale nie tak, że czytałam pierwsze opowiadania o Wiedźminie, gdy miałam jedenaście lat, a oni na oko byli w przedszkolu. Szkoda, że tego nie słyszałam, bo spytałabym, czy to nie jakiś aktor. Nigdy nie odżałuję straconej szansy)


2.                       Pod rozbrykanym kócem
Tak, wiem, że kucyk pisze się przez u. Błąd w nazwie celowy, prawdopodobnie w ten sposób właściciele chronią się przed potencjalnymi karami. W każdym razie to pub na Brzozowej 4, idealny dla wielbicieli Tolkiena. Mają trochę gier, poszczególne stoły noszą nazwy lokacji ze Środziemia, a w karcie dań znajdują się pozycje takie jak lembasy czy krasnoludzkie piwo. Dla mnie było tam trochę za ciemno, ale koktajl owocowy Merry smakował całkiem nieźle. Warto odwiedzić to miejsce przynajmniej raz.

(Tym razem grałyśmy w karciankę, Bitwa o Śródziemie. Zabawna, ale wyłącznie na krótką metę. W sam raz do pogrania w knajpie, na kupno bym się już nie zdecydowała.)


3.                       Tania Księgarnia na Grodzkiej
Duży wybór książek przecenionych nawet do 70%. Rzadko trafiają się nowości, ale wszystkie książki są nieużywane, większość w stanie idealnym, można też tam znaleźć sporo rzeczy, które trudno dostać w regularnej sprzedaży, jak powieści Runy. W księgarni znajdzie się wszystko, od bajek, przez książki historyczne, aż po romanse – a w głębi sklepu po lewej leży mnóstwo książek fantastycznych. Gdy jeszcze studiowałam na Grodzkiej, zostawiłam tam duuuużo pieniędzy…

4.                       Punkt odbioru Bonito
…a jeśli już o książkach mowa. Planujecie iść po książkowe prezenty do Galerii Krakowskiej i wpaść do Empiku? Błąd. Punkt odbioru książek Bonito nie brzmi jak miejsce, które można pokochać, ale ja je kocham. Otóż leży niemal dokładnie naprzeciwko Galerii. Jednego dnia zamawiam książki w Internecie, 25 – 40% taniej niż normalnie, zaznaczam odbiór osobisty i dzień/dwa później odbieram je w punkcie. Mają właściwie wszystko. Dużo taniej niż w sieciówkach, nawet w dni największych promocji. Czasem oferują też na miejscu książki „uszkodzone” w dużych przecenach (kupiłam tak za pół ceny drugi tom Wegnera. Ponoć ma uszkodzoną okładkę. Nie wiem, gdzie pani widziała to uszkodzenie, bo jeśli chodzi o to małe zgięcie w rogu, to tak wygląda większość książek w Empiku). Bonito ma tę przewagę nad punktami z tanimi książkami, że można tu kupić właściwie wszystko, dodatkowo z tego, co wiem, wydawnictwom faktury spłacają terminowo (w przeciwieństwie do takiego Matrasa).

5.                       Kocia kawiarnia
Miejsce dla wielbicieli kotów. Koty chodzą pomiędzy gośćmi, leżą na posłaniach, zwykle nie mają nic przeciwko temu, żeby dać się pogłaskać – chociaż nie należy oczekiwać, że będą za bardzo przybiegać i domagać się pieszczot, w końcu przywykły do dziesiątek gości, którzy chcą je wygłaskać. Menu nie jest zbyt bogate, ceny też dość wysokie, ale nie oszukujmy się, tu nie chodzi o tę kawę czy herbatę, a o koty;).


6.                       Seleckt
Kolejny „gaming pub”, odkryty podczas tegorocznego Imladrisu. Osobiście wolę Hex, ale doceniam zalety Seleckt: więcej miejsc, wygodniejsze stoliki, lepsze oświetlenie. Trochę gier do wyboru, niezłe miejsce, gdy chce się napić ze znajomymi piwa, a przy okazji trochę pograć. Seleckt organizuje też sporo eventów – w listopadzie na przykład sesja RPG i Lan Party. Jeśli chcemy mieć pewność, że miejsce się znajdzie, warto wcześniej zadzwonić i zrobić rezerwację (chociaż bez niej też zwykle daje się znaleźć jakiś stolik).
W Seleckt dopadłyśmy Carcassconne, wbrew długiej nazwie bardzo prostą, ale zabawną gierkę, polegającą na budowaniu miasta z kwadracików. Idealna, gdy po całym dniu konwentu jest się zmarzniętym, zmęczonym i nie ma siły już na nic.

7.                       Dziórawy kocioł
Gdy otwierano tę kawiarenkę dla fanów Pottera, wokół niej zrobił się spory szum. Mówiąc szczerze – kiedy tam poszłam, mocno się rozczarowałam. Wystrój, chociaż nie jest zły, nie nawiązuje jakoś mocno do świata Rowling, ceny są straszne, a chińskie ciasteczka szczęścia to porażka. Po słynnym kremowym piwie zrobiło mi się mdło, ale to w dużej mierze ze względu na cynamon, którego nie znoszę – jeśli ktoś go lubi, może mu smakować. Z drugiej strony, stoliki dość wygodne, jeśli dobrze pamiętam leżało tam parę gier, obsługa była miła i ciekawie było „Dziórawy kocioł” obejrzeć. Zresztą, byłam tam już jakiś czas temu, może się poprawiło?

*wszystkie zdjęcia bezczelnie podkradzione koleżance.

4 komentarze:

  1. W Hexie miałam przyjemność być w trakcie imprezy Halloween'owej w tym roku. Ludzi jak mrówków, a gier do wyboru do koloru. Mieli nawet zmaltretowane do granic możliwości Cluedo i ceny jak na centrum Krakowa rozsądne. Tak ogólnie to chyba muszę wybrać się na dłuższy spacer po Łodzi i wyszukać więcej klimatycznych miejsc (znam parę, ale jak na tak wielkie miasto, to i tak mało). O rodzinnych Kielcach skądinąd mogłabym się rozpisywać godzinami, choć wielu świetnych miejscówek już nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja mieszkam "rodzinnie" pod Kielcami i nie miałam pojęcia, że tam w ogóle coś ciekawego się znajdzie^^. Czyżby przeprowadzka z Krakowa do Łodzi?

      Usuń
    2. Raczej z Kielc do Łodzi i po Łodzi tak hmmm z cztery razy, więc limit przeprowadzek wyczerpałam do końca życia :P a w Krakowie byłam gościnnie u znajomej w ramach długo odkładane wizyty i Targów Książki, a że się przy okazji na Hexa załapałam to tym lepiej dla mnie :)

      A co do Kielc wiem, że te kilka knajp, które wymieniłabym jednym tchem, Kraków przyćmiłby jedną ulicą, ale będę ich bronić do utraty tchu, bo widać zmiany na lepsze :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń