środa, 21 grudnia 2016

Premiery kinowe 2016 - podsumowanie




Koniec roku to ponoć czas podsumowań;) Tym razem nie o książkach (to zostawię na następny wpis), a o filmach.

Nigdy nie byłam w kinie częstym gościem. W tym roku miałam okazję obejrzeć trochę więcej premier niż zwykle – chociaż pewnie i tak trudno uznać tę liczbę za imponującą. Głównie były to filmy mniej bądź bardziej fantastyczne.

Deadpool
Po zwiastunach nie spodziewałam się zbyt wiele i do kina szłam w dużej mierze dla towarzystwa. Sądziłam, że będzie sporo wybuchów i dużo niesmacznych żartów – i tak właśnie było, ale i tak film oglądało się bardzo przyjemne. Twórcy wymieszali w odpowiednich proporcjach humor, walkę i poważniejsze wątki. Nieźli aktorzy, zgrabnie zamaskowane niedociągnięcia (bo jak tu czepiać się, że w wielkiej siedzibie X-men jest tylko dwóch mutantów, gdy Deadpool sam pyta, czy to dlatego, że wytwórnię było stać tylko na dwóch?) i coś, co popieram rękami i nogami: brak wybielania. Zły facet, który porwał ci dziewczynę, dręczył setki ludzi, ogólnie rzecz biorąc jest potworem i na pewno zrobi wiele złego, jeśli go puścisz? Strzelasz mu w łeb, a nie wypuszczasz w imię bycia bohatera. 7/10.

Legion Samobójców
Ten film z kolei może spodobałby mi się bardziej, gdybym nie oglądała go podczas „Nocy Jokerów”. W zerknięciu z „Mrocznym Rycerzem” (którego, wstyd przyznać, wcześniej jakoś nie obejrzałam) i nawet klasycznym „Batmanem” Burtona (który bawi niekoniecznie tam, gdzie powinien i ma niedorzeczny wątek romantyczny, ale jak na film nagrany tyle lat temu – wciąż daje radę) wypadł… przeciętnie. Oglądało się to nieźle, było widowiskowe, niektóre sceny robiły wrażenie, parę dialogów na plus. Harley Quinn rzeczywiście całkiem niezła, za to Joker moim zdaniem wołał o pomstę do nieba. Pozostałe postacie ani ziębią, ani grzeją, nie przejęłam się ich losem nawet przez sekundę. Fabuła jakoś mnie nie kupiła – chociaż okey, trudno oczekiwać logiki po filmach o superbohaterach. Mam wrażenie, że Legion mógłby być znacznie lepszy, gdyby powywalać parę scen nadmiernie ziejących patosem, ale… jest jak jest. Obejrzałam bez bólu, ale i raczej do filmu wracać nie będę miała ochoty. 5/10

Doktor Strange
Poszłam na ten film w dużej mierze po to, żeby sprawdzić, jak Benedict Cumberbatch poradzi sobie w roli Strange’a. Poradził sobie, a sam film trafił mi do serduszka. Nie byłam pewna, czy z filmu „o tym śmiesznym czarodzieju w głupim płaszczu, gadającym o wszystkowiedzącym Oku Agamoto czy coś takiego” da się zrobić coś dobrego. Otóż da się. Świetna kreacja głównego bohatera (zwłaszcza, gdy jest jeszcze lekarzem, ale i potem daje radę), robiące wrażenie efekty specjalne, sporo nienachalnego humoru i urocze drobiazgi (jak płaszczyk albo dialog Strange’a i Christine, gdy ten po operacji wraca do schowka. Ale – kurde, pani chirurg i pomalowane paznokcie podczas dyżuru?). Taką wizję Stephena Strange’a lubię. Jedno czego żałuję – łączenia uniwersum z tym avengerowskim. 8/10

Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć
Naprawdę kochałam „Harry’ego Pottera”. Nie ze względu na medialny szum, bo gdy dostałam trzecią część (i po lekturze natychmiast dokupiłam dwie pierwsze), nie miałam jeszcze pojęcia, kim jest Rowling i co to w ogóle za książki. Nawet po latach mam do tego świata ogromny sentyment. Pojawienie się przedstawienia „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” mnie osobiście bardzo smuci – nie oglądałam, nie czytałam, nie mam zamiaru, bo już same pomysły mnie mierzą (i nie, nie chodzi o „czarną Hermionę”, chociaż nienawidzę takich odejść od oryginału, aktorka w ogóle mi się nie podoba, podobnie zresztą jak Ron i Harry), a „książka” – scenariusz… uch. „Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć” uważam za to za ładne dopełnienie uniwersum. Uroczy bohaterowie, dobrze dobrani aktorzy (jak mnie cieszy, że oni nie są idealnie piękni), prześliczna sceneria, świetne pomysły na magiczne zwierzęta. Scenariusz może nie jest idealny, ale trudno, żeby wszystko było cudownie. Magia nieco zbyt potężna w stosunku do jej możliwości w książkach – ale w filmach o HP zawsze dawali czarodziejom więcej możliwości, żeby były trochę bardziej widowiskowe. I podobają mi się pewne różnice kulturowe pomiędzy społecznością angielskich czarodziei, a tych z USA. Byłoby 8/10, ale z sentymentu wobec świata Rowling 9/10.

Sekretne życie zwierząt domowych
Jestem orędowniczką tezy, że na bajki nigdy nie jest się za starym (i bardzo czekam na filmową wersję „Pięknej i Bestii”). „Sekretne życie zwierząt domowych” to taka urocza, zabawna bajka, której finału oczywiście łatwo można się domyślić, ale którą i tak ogląda się bardzo przyjemnie. Przecudna postać kota i króliczka – psychopaty. W swojej kategorii – 7/10.

Vaiana – serce oceanu
„Vaiana” jakoś mnie nie ciągnęła. Trafiłam na seans trochę przypadkiem, bo wyszło, że w sumie poszłabym do kina, ale Strange’a i Magiczne zwierzęta już widziałam, na „Inferno” i „Wołyń” nie miałam ochoty, a „Łotr1” jeszcze nie grali. Na wstępie wybitnie się zirytowałam, bo blok reklamowy trwał trzydzieści minut, a później jeszcze puszczali jakiś filmik, ponoć zawsze lecący przed „Vaianą” (wiele osób go chwali, ale nie poszłam do kina po to, żeby oglądać jakiegoś smutnego człowieczka, któremu rozum każe odrzucać wszelkie pragnienia serca). Na szczęście sama bajka okazała się przyjemna, i to zarówno dla dzieci, jak i dla starszych. Pewnie, jestem trochę za stara i za cyniczna, aby robiły na mnie wrażenie przesłania w rodzaju „podążaj za marzeniami, jeśli czegoś pragniesz, możesz osiągnąć wszystko”, ale widoczki były ładne, muzyka wpadająca w ucho (do tej pory chodzę i nucę „Jestem Vaiana”), bohaterowie sympatyczni, a niektóre dialogi zabawne. 7/10

Łotr1
Chyba najbardziej wyczekiwany film roku. Zanim poszłam do kina miałam wiele obaw, bo naprawdę uwielbiam starą trylogię i lubię nową, a „Przebudzenie Mocy” nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. O ile jeszcze w kinie przy pierwszym oglądaniu obejrzałam je bez bólu, a nawet z pewną przyjemnością (może dlatego, że szłam na seans z nastawieniem „będzie strasznie” i nie mogłam się rozczarować), o tyle kiedy oglądałam je po raz drugi, jakoś do mnie nie trafiło. (Nowa Republika pozwala na wyrośnięcie drugiego Imperium, tyle że silniejszego, nie robiąc praktycznie niczego, żeby temu zapobiec. I nie zauważa, że mają broń zdolną niszczyć systemy planet. Super. Scenka z Rey zamykającą oczy podczas walki, gra Fina… ale BB8 był świetny.) „Łotr1” jest dużo lepszy od „Przebudzenia Mocy”. To film w mojej opinii bardzo dobry, klimatem przypominający trochę starą trylogię – ale tutaj śledzimy przygody nie dzielnych rycerzy, przemytników o dobrym sercu i pięknych księżniczek, a szeregowych członków rebelii. Ludzi, którzy nieraz musieli pobrudzić sobie ręce, i którzy nie zawsze mają Moc po swojej stronie. Podobały mi się postacie (zwłaszcza robot, ale aktorka grająca Jyn też odwaliła kawał dobrej roboty), klimat, lokacje, fabuła, ogólnie to, jak ten film został zrobiony. Taaak, jest dobry. I smutny. Na tyle, że chyba do niego nie wrócę, żeby się nie dołować, ale na pewno zapamiętam go na długo.. 9/10



1 komentarz:

  1. Po "Fantastycznych zwierzętach" miałam takie samo wrażenie :) Film jest po prostu uroczy, choć Johny Depp po raz któryś grający dziwnie wyglądającego wariata, bardziej mnie zawiódł niż ucieszył.

    Doktor Dziwago zdecydowanie rządzi choć przez większość filmu miałam wrażenie, że Benedict grał Starka w medycznej wersji :P ale humor przedni :)

    "Sekretnym życiem zwierzaków" natomiast się zawiodłam. Ale to przez Zwierzogród", który podniósł poprzeczkę niesamowicie. Choć "Pięknej i Bestii" też nie mogę się doczekać.

    A na "Łotrze" jeszcze nie byłam :P może po świętach

    OdpowiedzUsuń