Mam wrażenie,
że bardzo wiele osób myślących o pisaniu, zwłaszcza młodych*, ma następującą
wizję przebiegu swojej pisarskiej kariery: pierwszy raz w życiu siądą do
pisania, stworzą świetną powieść, wydawcy będą się o nią bić, a potem ta stanie
się bestsellerem. A później, jeśli wydawcy jednak powieści nie chcą – to albo
się nie znają, albo rynek nie daje żadnych szans debiutantom. Prawda jest taka,
że chociaż zdarzają się jednostki genialne, które od razu piszą na
publikowalnym poziomie, to w większości przypadków umiejętność znośnego pisania
trzeba w sobie wyćwiczyć. Tak samo, jak w każdej innej dziedzinie – ktoś może
mieć prawdziwy talent do tańca, śpiewu, gry na instrumencie, ale bez ćwiczeń
się nie obejdzie. Marzycie o wydaniu książki? Startujcie do wydawnictw, owszem.
Ale przede wszystkim po prostu piszcie po to, by doskonalić warsztat. Czytajcie
swoje stare teksty i myślcie nad tym, w jaki sposób można byłoby uczynić je
lepszymi.
Gdy byłam
dzieckiem, zapisywałam zeszyty bzdurnymi historyjkami. Jako nastolatka odkryłam
fora literackie – i to był chyba mój prawdziwy początek zabawy z pisaniem.
Czytałam, co pisali inni, czytałam komentarze do tekstów, sama tworzyłam różne
drobiazgi, opowiadania i fanfiction, pisałam opowiadania na zadany temat w
różnych akcjach i pojedynkach, a potem wrzucałam je w otchłań Internetu.
Oczywiście, większość z tych tekstów nie była najlepsza, ale sporo się
nauczyłam, i podczas pisania, i czytając komentarze do nich. Każdemu, kto myśli
o pisaniu, czy poważnie, czy tylko dla zabawy, polecam coś takiego.
Skąd wzięły mi
się te przemyślenia? Ostatnio weszłam na forum, którego nie odwiedzałam dobre
dwa lata. I znalazłam bardzo stary tekst, do którego wciąż mam sentyment. Bo to
tekst o baśniach. Zawsze lubiłam baśniowe motywy, co chyba widać w Wiedźmie.
Nie oczekujcie tylko cudów, jak widać został opublikowany na tym forum w 2009
roku – kiedy go tworzyłam, miałam osiemnaście lat.
* Obserwuję to zjawisko na blogach,
fanpage'ach, a nawet w wiadomościach, które dostaję ja czy które pokazują mi
znajomi. Osoby, które same przyznają, że nigdy nie napisały nawet zdania, nagle
chcą wydać książkę - i pytają, jak to zrobić, święcie przekonane, że gdy już
coś napiszą, to będzie Prawdziwe Dzieło. Kilkunastoletnie dziewczynki tworzą
pierwszą "książkę" i rozpaczają, że wydawnictwo jej nie chcą. Mam
wrażenie, że to mocno się zmieniło na przestrzeni ostatnich lat - kiedy dużo
młodych osób uczyło się pisać na blogach czy forach internetowych właśnie. Może
podziałał marketing wydawnictw typu vanity, przekonujących, że każdy tekst
zasługuje na wydanie?