środa, 6 kwietnia 2016

Na ulicach magicznego Krakowa



Co skłoniło mnie do napisania tego wpisu?
Chyba liczne uwagi odnośnie przedstawienia Krakowa w powieści i powracające pytanie: dlaczego wybrałaś Kraków? Z tego powodu postanowiłam napisać parę słów o Krakowie Sary, moim stosunku do Krakowa i przyznać się do jednej, zabawnej rzeczy… otóż pisząc o mieście, tak bardzo kochanym przez moją bohaterkę, ja wcale rzeczonego miasta nie lubiłam.



Dlaczego Kraków?
O Krakowie często mówi się, że jest magicznym miastem. Tak też to postrzegałam, gdy byłam małą dziewczynką. To jeden z powodów, dla których osadziłam akcję „Spalić wiedźmę” w Krakowie właśnie. Gdzie mają żyć król i czarownica, jeśli nie w magicznym mieście królów? Drugi jest nieco bardziej prozaiczny – po prostu to miasto miałam okazję poznać, więc i łatwiej było mi je opisywać. Oczywiście, to mógłby być Nowy Jork czy Los Angeles. Istnieje wystarczająco wiele seriali i filmów, książek, przewodników i obrazów google, abym mogła opisać to wszystko w miarę wiarygodnie. Ale jednak, zawsze inaczej jest, gdy czegoś doświadczy się na własnej skórze… i wymaga to mniej pracy. „Spalić wiedźmę” to nie pierwszy mój utwór, który osadziłam właśnie w tym mieście (jedno opowiadanie swego czasu trafiło na łamy SFFiH) Po trzecie wreszcie, doszukałam się paru ciekawych, krakowskich legend. One w dużej mierze ukształtowały fabułę powieści.
Oto dlaczego Sara Sokolska ostatecznie została krakowską wiedźmą.

Kraków magiczny
Na kartach powieści Kraków jest magiczny dosłownie. To stolica Polanii, w której znajduje na Uniwersytecie Jagiellońskim studenci uczą się magii. Podziemia Wawelu zamieszkuje Smok, w szpitalach pracują uzdrowiciele, a mieszkańcy czasem mają problemy nie tylko ze smogiem, ale też ze strzygami. W dodatku magiczne oblicze miasta nie jest dostępne jedynie dla nielicznych, jak w światach Rowling czy Gaimana. W tej alternatywnej wersji świata każdy wie, że magia istnieje. Kraków Sary jest więc podobny, ale nie identyczny z naszym – a magia pozostanie obecna i odczuwalna w nim niemalże na każdym kroku. Odmienna historia zaowocowała też pewnymi zmianami w mieście (na przykład Park Łukomskiego tak naprawdę nie istnieje), więc Kraków z Polanii nie stanowi wiernego odbicia prawdziwego miasta (choć jest do niego bardzo podobny).

Z miłości do miasta
Takie rozwiązanie – jawna magia na ulicach współczesnego Krakowa – nie każdemu pewnie przypadnie do gustu. Pojawiły się osoby, które pisały o pewnym dysonansie, problemach z połączeniem rzeczy takich jak smoki, król na Wawelu i komórki. W przeważającej liczbie recenzji jednak osadzenie akcji w Krakowie i stosunek tytułowej wiedźmy do miasta zaliczono mi na plus. O ile Sara rzadko przywiązuje się do ludzi, o tyle naprawdę kocha stolicę Polanii i starałam się, aby te uczucia było u niej widać. Ba, nie tylko zależy jej na Krakowie, ale żyje zgodnie z rytmem miasta, połączona z nim specyficzną więzią. Starałam się wiarygodnie wykreować bohaterkę mocno przywiązaną do miejsc, atmosfery, budynków – co mogło wyjść z różnym skutkiem, bowiem w okresie, gdy pisałam „Spalić wiedźmę”, a było to ładne parę lat temu, ja stosunku Sary do Krakowa nie podzielałam.

W szarości codzienności
Kraków w czasie, gdy tworzyłam Wiedźmę – a więc tak mniej więcej okolice 2013 roku – nie miał już dla mnie tej magii, którą widziałam w nim jako dziecko. Miasto, w którym zaczęłam studia, szybko straciło dla mnie swój urok. Większość czasu spędzałam nad notatkami w pokoju bądź na uczelni, krakowskie ulice przemierzając wyłącznie pomiędzy tymi dwoma punktami. Na spotkania integracyjne owszem, chodziłam, ale nocne kluby to nie do końca moja bajka. Uciekałam więc z miasta, kiedy tylko mogłam i nie miałam dla niego wiele sympatii. Nie miałam ulubionych knajp, nie odwiedzałam muzeów, nie ciągnęło mnie do spacerów. Tymczasem pisałam o bohaterce, dla której Kraków stał się nie tylko domem, ale też jedną z najważniejszych rzeczy na świecie. Starałam się, aby wypadła wiarygodnie. W końcu, pisałam też o wiedźmie, a sama przecież czarownicą nie jestem.

Czekolada i makaron
Obecnie, na szczęście, traktuję Kraków zupełnie inaczej. W ciągu dwóch ostatnich lat polubiłam to miasto: pomimo wiszącego nad nim smogu, nadmiaru ulotek, chaosu urbanistycznego i piekielnie drogich biletów mpk. Lubię spacerować po Plantach, zwłaszcza wiosną i wczesną jesienią. Lubię zapiekani i lody z Kazimierza. Lubię czasem zobaczyć coś nowego w Krakowie. Tak oto zachwycałam się wystawą sztuki chińskiej w Muzeum Narodowym i oglądałam szopki oraz malowane jajka w Muzeum Etnograficznym. Głaskałam koty w kociej kawiarni, spróbowałam kremowego piwa na Grodzkiej (powiem wam, że jest nie najlepsze – a jak ktoś jak ja nie szaleje za cynamonem powinien od razu prosić, żeby go nie dodawano), biegałam po prelekcjach na Imladrisie i widziałam wojów walczących na Kopcu Kraka. Są miejsca, które upodobałam sobie szczególnie. Mam swoją ulubioną herbaciarnię w pobliżu rynku, którą cenię za klimat, i kawiarnię, w której zwykle zamawiam białą czekoladę z musem malinowym. Stary Port to świetne miejsce na napicie się czekolady (pewnie dla wielu to bluźnierstwo, ale nie lubię piwa:P) i rozłożenie na drewnianym blacie w świetle świeczki kart do Munchkina. Gdy chcę zjeść obiad na mieście, zwykle chowam się w pizzeri na Starowiślnej albo idę do krakowskiej na ulubiony makaron.
Polubiłam Kraków, ze wszystkimi jego zaletami i wadami. Chociaż wciąż moje uczucia wobec miasta są bardzo różne od tych, jakie żywi wobec niego Sara. Także dlatego, że ona jest z natury samotnicą i poznaje je wyłącznie sama. Ja nauczyłam się lubić Kraków pewnie po części ze względu na spotkanych tu ludzi.

(Oba zdjęcia moje, nikomu nie podbierane)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz