piątek, 25 marca 2016

O inspiracjach

Tym razem do wpisu sprowokowała mnie ta recenzja:

Jestem daleka od twierdzenia, że nie inspirowałam się niczym, nikim i w ogóle. To co czytamy zawsze jakoś wpływa na sposób, w jaki piszemy. Poza tym – przynajmniej w moim przypadku, może jestem tu całkiem odosobniona – zwykle piszę takie książki, jakie chciałabym przeczytać. Mam swoje ulubione tematy, powieści w określonym rodzaju poszukuję na półkach. I te ulubione tematy też realizuję. Ale jak jest z tymi moimi inspiracjami?

Premiera a czas pisania
Na wstępie przyznam jedną rzecz: „Spalić wiedźmę” powstało jakoś tak w roku 2013 (nie wierzycie? Wygooglujcie sobie Horyzonty Wyobraźni 2013^^. Posłałam tam fragment i w teorii nawet coś zwojował... Wprawdzie strona HW już nie istnieje, ale wspomnienie o tekście można znaleźć na stronach dwóch jurorek - Agnieszki Hałas i Magdaleny Zimniak). Data premiery (grudzień 2015) nie jest przecież momentem, w którym książkę się pisze. Wiedźma przeleżała dużo czasu w szufladzie, z tego prostego powodu, że najpierw nikt jej nie chciał, a później, gdy Genius Creations już ją chciało, prace nad książką się przeciągały.
Dlaczego o tym piszę? Żeby zastrzec, że niczym wydanym po 2013 roku po prostu nie mogłam się inspirować… (Jeśli komuś przyjdzie do głowy twierdzić, że inspirowałam się „Okupem krwi”, bo i tu magia w wielkim mieście, i tu, i tu obrońca miasta, i tu – „Okup” poznałam długo po napisaniu Sary, a obrońca miasta pojawia się u Marcina dopiero w „Orderze”, wydanym jednocześnie ze „Spalić wiedźmę”^^).

Inspiracje żywcem wzięte, czyli…
…czym inspirowałam się na pewno i w pełni świadomie.
Chyba dość oczywiste po lekturze staje się, że bezczelnie wykorzystywałam krakowskie legendy. Przerabiając je na swój sposób. Rzeczone legendy to materiał na osobny wpis, więc nie będę się o nich rozwodzić. Druga, nieco mniej oczywista inspiracja to baśnie. Na przykład Lidia, o której tak często słyszę, że jest żywcem wycięta z Sapkowskiego, to w rzeczywistości dobra wróżka z bajek. A raczej jej lustrzane odbicie. 
„Królowa śniegu”, „Królewna Śnieżka” i parę innych baśni – bez nich może i „Spalić wiedźmę” by powstało, ale mocno zmienione. I niektóre sceny wyglądałyby zupełnie inaczej…

To może być zaskoczenie, ale trzecia inspiracja, której nie zawaham się podać to… Pratchett. Konkretnie, jego przypisy. Idę o zakład, że gdybym nie naczytała się „Świata Dysku”, te przypisy w „Spalić wiedźmę” by się nie pojawiły. Przyznaję się bez bicia. Co jeszcze? Ano „Świat Mroku”. Nie książka tym razem, a uniwersum, w którym rozgrywa się sesje RPG. Sama w taką sesję, niestety, przyjemności grać nie miałam, ale znałam osoby, które grały i poszukałam sobie trochę informacji. Z ciekawości. Wprawdzie podobieństw w świecie wiele nie ma, jednak jakoś czytając o wampirach ze "Świata Mroku" wymyśliłam parę rzeczy dla mojej Wiedźmy. Dodatkowo do pewnego stopnia „Harry Potter” i „Nigdziebądź” – nie, nie są to książki podobne, zresztą gdzie mi tam do Gaimana, ale to z ich powodu zadałam sobie pytanie „hej, a co, jeśli sprawię, że ten magiczny świat będzie wszystkim dostępny i znany”?

Inspiracje nieświadome, czyli…
…co mogło przeniknąć jakoś na karty „Spalić wiedźmę”, a ja tego nie zauważyłam.
Autorka przytoczonej recenzji przyrównała „Spalić wiedźmę” do książki Białołęckiej „Wiedźma.com.pl”. Na pewno nie wzorowałam się na niej świadomie, ale nie będę się sprzeczać, jeśli ktoś stwierdzi, że może miała na mój tekst wpływ – bo czytałam tę książkę ze trzy razy i szczerze ją uwielbiam. To moja ulubiona z powieści Białołęckiej, a czytałam właściwie wszystko, co ta napisała. Całkiem prawdopodobne, że pomysł na Sarę zrodził się w mojej głowie po części pod wpływem lektury. Przed lekturą recenzji nie myślałam o tym w ten sposób, ale w tej chwili, gdy się nad tym zadumam... to wielce prawdopodobne.

Sapkowski? Znam, kiedyś ubóstwiałam, dziś mam duży sentyment. Często słyszę, że „podkradłam” mu wizerunek czarodziei. Może. Chociaż w zamyśle ten wizerunek „kradłam” sobie z baśni, trochę je przeinaczając. Ale że i on baśnie wykorzystywał, trudno się dziwić skojarzeniom. Możliwe zresztą, że sięgnęłam po nie po części dlatego, że utkwił mi mocno w pamięci pewien… „Okruch lodu”?^^.


Inspiracje możliwe…
…acz tu widzę raczej ewentualne pole dla skojarzeń, a nie zainspirowanie.
Olga Gromyka i jej Wolha? Też znam, też bardzo lubię, też mogło to wpłynąć na kształt mojej twórczości. Ale po prawdzie, czy są tutaj jakieś punkty zbieżne poza dwoma faktami. Jeden – główna bohaterka to wiedźma, dwa – główna bohaterka jest wredna? Twórczość Gromyko to rasowe fantasy. Akcja dzieje się w zupełnie innym miejscu (dolina wampirów a współczesny Kraków to jednak dla mnie różnica). Bohaterki są wiedźmami, są dość niepokorne, ale Wolha to jednak rasowa, pozytywna postać, Sara nie do końca. Len i Julian zdecydowanie nie mają ze sobą nic wspólnego. Lwia część książek Gromyko obraca się wokół relacji tych dwojga, gdy u mnie relacje między bohaterami schodzą na dalszy plan. A i fabuła zdaje mi się zupełnie inna… Równie dobrze można mówić, że Pratchett zerżnął od Tolkiena, bo tu i tu są elfy.

„Szamanka od umarlaków” – czytałam, owszem. Acz po prawdzie bardzo słabo pamiętam tę książkę, chociaż wiem, że mi się podobała. I pamiętam, że Ida miała Pecha albo Pech miał Idę. Możliwe, że pod pewnymi względami są podobne, chociaż z tego, co pamiętam, to jednak główne podobieństwo to po prostu magia i duże miasto (ale jak mówiłam, pamiętam mało, więc mogę się mylić).

Inspiracje niebyłe
...czyli takie, o których niektórzy piszą, że na pewno były, a ja wiem, że nie było zdecydowanie.
Najczęściej jednak słyszę o podobieństwach (bądź inspirowaniu się) z książkami Jadowskiej. O ile nie będę się kłócić w sprawie ewentualnych podobieństw, bo w końcu każdy ma prawo do własnych skojarzeń, a i może elementów wspólnych będzie wiele:
Panie i panowie, moim zdaniem - całkowicie niemożliwe, abym się inspirowała serią o Dorze Wilk, chociaż w pełni rozumiem, że ktoś może uważać za podobną w wielu aspektach. Nie. Twórczość Anety Jadowskiej zdecydowanie nie miała wpływu na kształt żadnego z moich tekstów.
Owszem, przeczytałam „Szamański Blues”. W 2016 roku, po wydaniu „Spalić wiedźmę” (i „Szamański” mi się podobał, chociaż jedna rzecz psuła dla mnie lekko przyjemność z lektury, ale to nie recenzja, więc nie będę się rozwodzić). Zaczęłam „Złodzieja dusz”, ale nie skończyłam. Sięgnęłam raz w księgarni po jeden z dalszych tomów (chyba trzeci), ostatecznie jednak tylko go przekartkowałam, czytając losowe fragmenty i nie zdecydowałam się na zakup. Pamiętam głównie, że były tam diabły, anioły, a dużo potężnych osób lubiło Dorę. Nie znam całej serii, możliwe więc, że jest tu całe mnóstwo podobieństw. Skojarzenia na pewno są całkowicie usprawiedliwione. Nigdy nie uważałam, że moje pomysły są jakoś straszliwie nowatorskie i nikt nigdy na pewno na to nie wpadł – zresztą, już ogólny zamysł, wiedźmy we współczesnych czasach, automatycznie generuje skojarzenia. Ale zdecydowanie powieściami z tego cyklu się nie inspirowałam. Podobieństwa są tu całkowicie przypadkowe. Wiem, że trudno w to uwierzyć, zwłaszcza, że chyba gdzieś nawet powtórzyło się jakieś nazwisko (sądząc po jednej z recenzji), ale absolutnie nie wzorowałam się na historiach o Dorze. Nie wchodzi tu też w grę nieświadome "zapatrzenie", które uważam za bardzo prawdopodobne przy niektórych innych książkach (jak przy powieści Białołęckiej) - bo czytałam mało co, a to co przeczytałam, nie trafiło w mój gust.
Aż poszłam poczytać opinie na lubimy czytać - i widzę tam coś o diabłach, aniołach, wampirach, wilkołakach, mężczyznach ubóstwiających Dorę, i nie bardzo widzę te podobieństwa, ale może i coś tam jest. Niemniej - tutaj to przypadek.

„Demon luster” – rok wydania 2014. Żadnych szans, żebym mogła się inspirować.

Z własnego poletka
...czyli zapożyczenia z własnej twórczości.
Czasem bywa tak, że niektóre pomysły towarzyszą nam przez lata. Zmieniają się, dorastają, ewoluują. Kiedyś w jednym z czasopism (SFFiH) opublikowałam tekst o krakowskiej wiedźmie, przybyłej z innego świata. Bezlitosnej, ale oddanej swemu księciu i kochającej współczesny Kraków. Tekst ten powstał w 2010 roku, opublikowany został bodajże w 2011 - i choć obecnie nie jestem z niego zadowolona, w pewnym sensie bohaterka "Ech zza lustra" była pierwowzorem Sary. Sara Weronika Sokolska nie narodziła się z Raszki, Dory, czy kogokolwiek innego - ale z czarodziejki Echo Sumienia. Widmo krakowskiej czarownicy towarzyszyło mi od wielu lat. Nie jest to pomysł oryginalny, wiele osób wpada na pisanie o współczesnych czarodziejkach, ale tu wbrew pozorom wcale nie trzeba na kimś się wzorować...


(Ilustracja Anne Anderson do "Królowej Śniegu")


2 komentarze:

  1. Cieszę się, że ten wpis powstał - niezależnie od tego, co było bezpośrednim jego impulsem :)
    Pytanie o inspiracje jest chyba jednym z najczęściej zadawanych autorowi. Dziękuję za zaspokojenie ciekawości :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno z najczęściej zadawanych i najtrudniejszych (gorzej jest tylko, gdy ktoś pyta, skąd bierze się pomysły). Tak naprawdę bez wahania mogę tu odpowiedzieć tylko: baśnie i legendy. Ale we wpisie postanowiłam rozłożyć na czynniki pierwsze sprawę każdej inspiracji, jaką mi się przypisuje^^.

      Usuń