W poniedziałek 9 maja miało miejsce moje pierwsze
spotkanie autorskie. Przetrwałam, nie spanikowałam, nie uciekłam oknem, chociaż
był jeden niebezpieczny moment, gdy omal nie schroniłam się pod stolikiem. Nie uciekł też nikt inny, więc chyba mogę ogólnie uznać sukces.
Rada dla was: jako uczniowie podstawówki nie udostępniajcie
swoich wierszy do szkolnych tomików. Nigdy nie wiecie, czy za kilkanaście lat
to nie wypłynie. Na szczęście groźba czmychnięcia pod stół podziałała i
ostatecznie żaden wiersz nie został odczytany.
Nie przepadam za publicznymi wystąpieniami. Nie
znoszę wygłaszać prezentacji na zajęciach, nie lubię mówić do audytorium,
ogólnie zawsze wolałam pisać niż mówić. Bardzo uparcie odmawiam prób zgłaszania
własnych prelekcji na konwenty, a w spotkaniach autorskich wolę brać udział w
charakterze widza. Ale przeżyłam, może zgromadzonych nie zanudziłam. Chyba się
za bardzo nie jąkałam i nie yyyałam, a zajęcia z pracowni telewizyjnej powinnam
uznać za najbardziej przydatne w toku studiów – bo dzięki nim już miałam okazję
siedzieć przed grupą i przeprowadzać z kimś wywiad, z pełną świadomością, że to
jest nagrywane…
O dziwo, parę osób przyszło, parę książkę czytało,
a kilka ją zakupiło i poprosiło o autografy. Zrobiono mi
jakiś miliard zdjęć, co starałam się znieść godnie. A uwierzcie, nie jest to
łatwe, jeśli zwykle na wszystkie większe spotkania ze znajomymi to ja przynoszę
aparat, ja trzymam go w łapkach i ja zdjęcia robię innym, a nawet jak go komuś
przekażę, to zdjęcia dalej są w moich rękach. Padło parę pytań z publiczności i
chociaż zasiadały na niej i panie raczej nie będące wielbicielkami fantastyki,
tym razem nikt nie wzywał egzorcysty (tak, kontakty z takim już mi raz
sugerowano). Może dlatego, że stanowczo zapewniłam, że nie, spacerując po
mieście w ciemnościach, nie zastanawiam się, czy gdzieś tam czają się potwory,
bo w takie nie wierzę (dobrze, chyba że dwunożne, z gatunku homo sapiens, takie
niestety czasem w mroku faktycznie się czają), a w moim życiu magia istnieje
wyłącznie w książkach. Ogółem było więc bardzo miło, chociaż publiczne wystąpienia to wciąż nie moja bajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz