W sobotę wraz z koleżankami wybrałam się na Smokon.
Zaczęło się od nerwów i szopki pod tytułem: „czy w ogóle zostanę wpuszczona,
skoro głupia ja, zostawiłam dowód i absolutnie wszystkie dokumenty w domu”.
Pamiętałyśmy, jak wyglądało wchodzenie na Pyrkon, zdążyłyśmy więc stworzyć plany
A, B, C, D i E udowadniania, że nie jestem terrorystą z bombą w plecaku (włącznie
ze zdjęciem z książce, ładnym uśmiechaniem się do wpuszczających w wykonaniu
koleżanki, jeśli to będą chłopcy, logowaniem na usos z komórki i powoływaniem
na jednego z organizatorów). Na szczęście ostatecznie udało się dostać na
imprezę.
W gronie
kameralnym
Na Smokonie tłumów nie odnotowano, chociaż impreza
była w pełni darmowa. Po zatłoczonym Pyrkonie, osobiście liczę to na plus –
zdecydowanie lepiej czułam się jednak na małej imprezie, bez kolejek, bez
ciągłego oglądania się, czy reszta towarzystwa nie została porwana przez tłum. Nie
było problemu z wejściem na prelekcję, chociaż stoisk było tylko parę, dało się
spokojnie obejrzeć towary (i nawet kupiłam sobie ładną zawieszkę w kształcie
zegarka), a zdobycie stolika do zagrania w planszówki nie graniczyło z cudem.
A jeśli o
program chodzi…
Chociaż sali prelekcyjnych nie było wiele, w
programie znalazło się kilka ciekawych propozycji. Smokon może nie jest duży,
ale pojawiało się paru gości w świecie fantastycznym dość znanych – jak Paweł
Majka, Jakub Ćwiek, Łukasz Malinowski, Andrzej Pilipiuk czy Jacek Łukawski.
Wielu punktów programu nie odhaczyłam (a dlaczego to za chwilę), ale myślę, że
każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Wysłuchałyśmy jednej prelekcji, po czym zbiegłyśmy
na panel o zabawach z konwencją. Właściwie głównie dlatego, że miał w nim brać
udział Paweł Majka – a od spotkania autorskiego w krakowskim Empiku, gdzie
odkryłyśmy, że Majka ciekawie mówi, wraz z koleżanką bardzo dzielnie odgrywamy
rolę psychofanek. Obejmowało to dotąd wędrowanie na wszystkie punkty programu
zeszłorocznego Imladrisu, w których brał udział, dwa spotkania autorskie i
teraz pójście na panel. W panelu Majka ostatecznie udziału nie wziął (chociaż i
tak było ciekawie), za to został wypatrzony na widowni i poproszony o autograf
na kolejnej ze swoich książek (bo mój Pokój i Pastwiska koleżanki podpisywał
przy innych okazjach, ale teraz należało zdobyć podpis na jej Pokoju…).
Na ratunek dzielnie ruszył mu znajomy, który wypłacił
nam haracz pod postacią lizaków, uwalniając biednego autora z naszych szponów.
To oczywiście nie powstrzyma mnie przed próbą zdobycia autografu na
Niebiańskich pastwiskach przy kolejnej okazji…
W ramach misji napadania na autorów, poprosiłam też Ćwieka o podpisanie tomu Chłopców, koleżanka zdobyła autograf na Kłamcy, a druga koleżanka dopadła Pilipiuka.
Dominacja
nad Ankh – Morpork
Po panelu postanowiłyśmy wyjść na obiad, a po
powrocie na teren imprezy odkryłam, że stolik na drugim piętrze koło stoiska z
grami do wypożyczenia jest wolny, na rzeczonym stoisku zaś znajduje się gra „Świat
Dysku. Ankh – Morpork”. Grę tę bardzo chciałam kupić, ale niestety, nakład się
skończył, a na Allegro planszówka ta osiąga wręcz kosmiczne ceny.
Usiadłyśmy pograć godzinkę, dwie. Skończyło się na
pięciu partiach, bo wprawdzie miałyśmy iść na spotkanie autorskie Ćwieka, ale
gra wciąga niesamowicie, w dodatku jedna uczestniczka konwentu dosiadła się z
prośbą o dołączenie do gry. To jak tutaj wstawać? Oddałyśmy ostatecznie
planszówkę tuż przed 20 i jestem bardzo wdzięczna Krakowskim Smokom, że a)
udostępniły gry b) nie urwali nam głów za to, że grałyśmy tak długo.
Przy okazji zyskałam sobie dozgonną nienawiść
dziewczyn, bezczelnie je ogrywając.
Więcej
smoków!
Wrażenie ogólne bardzo na plus. Polecam wszystkim z
Krakowa, którzy lubią fantastykę, i na pewno wybiorę się na Smokon w przyszłym
roku. Mam tylko nadzieję, że liczba uczestników nagle się nie potroi, bo wtedy
będzie jednak trochę zbyt tłoczno…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz