Koniec roku to ponoć czas podsumowań;) Tym razem nie
o książkach (to zostawię na następny wpis), a o filmach.
Nigdy nie byłam w kinie częstym gościem. W tym roku
miałam okazję obejrzeć trochę więcej premier niż zwykle – chociaż pewnie i tak
trudno uznać tę liczbę za imponującą. Głównie były to filmy mniej bądź bardziej
fantastyczne.
Deadpool
Po zwiastunach nie spodziewałam się zbyt wiele i do
kina szłam w dużej mierze dla towarzystwa. Sądziłam, że będzie sporo wybuchów i
dużo niesmacznych żartów – i tak właśnie było, ale i tak film oglądało się
bardzo przyjemne. Twórcy wymieszali w odpowiednich proporcjach humor, walkę i
poważniejsze wątki. Nieźli aktorzy, zgrabnie zamaskowane niedociągnięcia (bo
jak tu czepiać się, że w wielkiej siedzibie X-men jest tylko dwóch mutantów,
gdy Deadpool sam pyta, czy to dlatego, że wytwórnię było stać tylko na dwóch?)
i coś, co popieram rękami i nogami: brak wybielania. Zły facet, który porwał ci
dziewczynę, dręczył setki ludzi, ogólnie rzecz biorąc jest potworem i na pewno
zrobi wiele złego, jeśli go puścisz? Strzelasz mu w łeb, a nie wypuszczasz w
imię bycia bohatera. 7/10.
Legion
Samobójców
Ten film z kolei może spodobałby mi się bardziej,
gdybym nie oglądała go podczas „Nocy Jokerów”. W zerknięciu z „Mrocznym Rycerzem” (którego, wstyd przyznać, wcześniej jakoś nie obejrzałam) i nawet
klasycznym „Batmanem” Burtona (który bawi niekoniecznie tam, gdzie powinien i
ma niedorzeczny wątek romantyczny, ale jak na film nagrany tyle lat temu –
wciąż daje radę) wypadł… przeciętnie. Oglądało się to nieźle, było widowiskowe,
niektóre sceny robiły wrażenie, parę dialogów na plus. Harley Quinn
rzeczywiście całkiem niezła, za to Joker moim zdaniem wołał o pomstę do nieba.
Pozostałe postacie ani ziębią, ani grzeją, nie przejęłam się ich losem nawet
przez sekundę. Fabuła jakoś mnie nie kupiła – chociaż okey, trudno oczekiwać
logiki po filmach o superbohaterach. Mam wrażenie, że Legion mógłby być
znacznie lepszy, gdyby powywalać parę scen nadmiernie ziejących patosem, ale…
jest jak jest. Obejrzałam bez bólu, ale i raczej do filmu wracać nie będę miała
ochoty. 5/10
Doktor
Strange
Poszłam na ten film w dużej mierze po to, żeby
sprawdzić, jak Benedict Cumberbatch poradzi sobie w roli Strange’a. Poradził
sobie, a sam film trafił mi do serduszka. Nie byłam pewna, czy z filmu „o tym
śmiesznym czarodzieju w głupim płaszczu, gadającym o wszystkowiedzącym Oku
Agamoto czy coś takiego” da się zrobić coś dobrego. Otóż da się. Świetna
kreacja głównego bohatera (zwłaszcza, gdy jest jeszcze lekarzem, ale i potem
daje radę), robiące wrażenie efekty specjalne, sporo nienachalnego humoru i
urocze drobiazgi (jak płaszczyk albo dialog Strange’a i Christine, gdy ten po
operacji wraca do schowka. Ale – kurde, pani chirurg i pomalowane paznokcie
podczas dyżuru?). Taką wizję Stephena Strange’a lubię. Jedno czego żałuję –
łączenia uniwersum z tym avengerowskim. 8/10
Magiczne
zwierzęta i jak je znaleźć
Naprawdę kochałam „Harry’ego Pottera”. Nie ze
względu na medialny szum, bo gdy dostałam trzecią część (i po lekturze
natychmiast dokupiłam dwie pierwsze), nie miałam jeszcze pojęcia, kim jest
Rowling i co to w ogóle za książki. Nawet po latach mam do tego świata ogromny
sentyment. Pojawienie się przedstawienia „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”
mnie osobiście bardzo smuci – nie oglądałam, nie czytałam, nie mam zamiaru, bo
już same pomysły mnie mierzą (i nie, nie chodzi o „czarną Hermionę”, chociaż
nienawidzę takich odejść od oryginału, aktorka w ogóle mi się nie podoba,
podobnie zresztą jak Ron i Harry), a „książka” – scenariusz… uch. „Magiczne
zwierzęta i jak je znaleźć” uważam za to za ładne dopełnienie uniwersum. Uroczy
bohaterowie, dobrze dobrani aktorzy (jak mnie cieszy, że oni nie są idealnie
piękni), prześliczna sceneria, świetne pomysły na magiczne zwierzęta.
Scenariusz może nie jest idealny, ale trudno, żeby wszystko było cudownie.
Magia nieco zbyt potężna w stosunku do jej możliwości w książkach – ale w
filmach o HP zawsze dawali czarodziejom więcej możliwości, żeby były trochę
bardziej widowiskowe. I podobają mi się pewne różnice kulturowe pomiędzy
społecznością angielskich czarodziei, a tych z USA. Byłoby 8/10, ale z
sentymentu wobec świata Rowling 9/10.
Sekretne
życie zwierząt domowych
Jestem orędowniczką tezy, że na bajki nigdy nie jest
się za starym (i bardzo czekam na filmową wersję „Pięknej i Bestii”). „Sekretne
życie zwierząt domowych” to taka urocza, zabawna bajka, której finału
oczywiście łatwo można się domyślić, ale którą i tak ogląda się bardzo
przyjemnie. Przecudna postać kota i króliczka – psychopaty. W swojej kategorii –
7/10.
Vaiana –
serce oceanu
„Vaiana” jakoś mnie nie ciągnęła. Trafiłam na seans
trochę przypadkiem, bo wyszło, że w sumie poszłabym do kina, ale Strange’a i
Magiczne zwierzęta już widziałam, na „Inferno” i „Wołyń” nie miałam ochoty, a „Łotr1”
jeszcze nie grali. Na wstępie wybitnie się zirytowałam, bo blok reklamowy trwał
trzydzieści minut, a później jeszcze puszczali jakiś filmik, ponoć zawsze lecący
przed „Vaianą” (wiele osób go chwali, ale nie poszłam do kina po to, żeby
oglądać jakiegoś smutnego człowieczka, któremu rozum każe odrzucać wszelkie
pragnienia serca). Na szczęście sama bajka okazała się przyjemna, i to zarówno
dla dzieci, jak i dla starszych. Pewnie, jestem trochę za stara i za cyniczna,
aby robiły na mnie wrażenie przesłania w rodzaju „podążaj za marzeniami, jeśli
czegoś pragniesz, możesz osiągnąć wszystko”, ale widoczki były ładne, muzyka wpadająca
w ucho (do tej pory chodzę i nucę „Jestem Vaiana”), bohaterowie sympatyczni, a
niektóre dialogi zabawne. 7/10
Łotr1
Chyba najbardziej wyczekiwany film roku. Zanim
poszłam do kina miałam wiele obaw, bo naprawdę uwielbiam starą trylogię i lubię
nową, a „Przebudzenie Mocy” nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. O ile
jeszcze w kinie przy pierwszym oglądaniu obejrzałam je bez bólu, a nawet z
pewną przyjemnością (może dlatego, że szłam na seans z nastawieniem „będzie
strasznie” i nie mogłam się rozczarować), o tyle kiedy oglądałam je po raz
drugi, jakoś do mnie nie trafiło. (Nowa Republika pozwala na wyrośnięcie drugiego
Imperium, tyle że silniejszego, nie robiąc praktycznie niczego, żeby temu
zapobiec. I nie zauważa, że mają broń zdolną niszczyć systemy planet. Super.
Scenka z Rey zamykającą oczy podczas walki, gra Fina… ale BB8 był świetny.) „Łotr1”
jest dużo lepszy od „Przebudzenia Mocy”. To film w mojej opinii bardzo dobry,
klimatem przypominający trochę starą trylogię – ale tutaj śledzimy przygody nie
dzielnych rycerzy, przemytników o dobrym sercu i pięknych księżniczek, a
szeregowych członków rebelii. Ludzi, którzy nieraz musieli pobrudzić sobie
ręce, i którzy nie zawsze mają Moc po swojej stronie. Podobały mi się postacie
(zwłaszcza robot, ale aktorka grająca Jyn też odwaliła kawał dobrej roboty),
klimat, lokacje, fabuła, ogólnie to, jak ten film został zrobiony. Taaak, jest
dobry. I smutny. Na tyle, że chyba do niego nie wrócę, żeby się nie dołować,
ale na pewno zapamiętam go na długo.. 9/10
Po "Fantastycznych zwierzętach" miałam takie samo wrażenie :) Film jest po prostu uroczy, choć Johny Depp po raz któryś grający dziwnie wyglądającego wariata, bardziej mnie zawiódł niż ucieszył.
OdpowiedzUsuńDoktor Dziwago zdecydowanie rządzi choć przez większość filmu miałam wrażenie, że Benedict grał Starka w medycznej wersji :P ale humor przedni :)
"Sekretnym życiem zwierzaków" natomiast się zawiodłam. Ale to przez Zwierzogród", który podniósł poprzeczkę niesamowicie. Choć "Pięknej i Bestii" też nie mogę się doczekać.
A na "Łotrze" jeszcze nie byłam :P może po świętach