Co skłoniło mnie do napisania
tego wpisu?
Chyba liczne uwagi odnośnie
przedstawienia Krakowa w powieści i powracające pytanie: dlaczego
wybrałaś Kraków? Z tego powodu postanowiłam napisać parę słów o Krakowie Sary,
moim stosunku do Krakowa i przyznać się do jednej, zabawnej rzeczy… otóż pisząc
o mieście, tak bardzo kochanym przez moją bohaterkę, ja wcale rzeczonego miasta
nie lubiłam.
Dlaczego Kraków?
O Krakowie często mówi się, że
jest magicznym miastem. Tak też to postrzegałam, gdy byłam małą dziewczynką. To
jeden z powodów, dla których osadziłam akcję „Spalić wiedźmę” w Krakowie
właśnie. Gdzie mają żyć król i czarownica, jeśli nie w magicznym mieście królów? Drugi jest nieco bardziej prozaiczny – po prostu to miasto miałam
okazję poznać, więc i łatwiej było mi je opisywać. Oczywiście, to mógłby być
Nowy Jork czy Los Angeles. Istnieje wystarczająco wiele seriali i filmów,
książek, przewodników i obrazów google, abym mogła opisać to wszystko w miarę
wiarygodnie. Ale jednak, zawsze inaczej jest, gdy czegoś doświadczy się na
własnej skórze… i wymaga to mniej pracy. „Spalić wiedźmę” to nie pierwszy mój
utwór, który osadziłam właśnie w tym mieście (jedno opowiadanie swego czasu
trafiło na łamy SFFiH) Po trzecie wreszcie, doszukałam się paru ciekawych,
krakowskich legend. One w dużej mierze ukształtowały fabułę powieści.
Oto dlaczego Sara Sokolska
ostatecznie została krakowską wiedźmą.
Kraków magiczny
Na kartach powieści Kraków jest
magiczny dosłownie. To stolica Polanii, w której znajduje na Uniwersytecie
Jagiellońskim studenci uczą się magii. Podziemia Wawelu zamieszkuje Smok, w
szpitalach pracują uzdrowiciele, a mieszkańcy czasem mają problemy nie tylko ze
smogiem, ale też ze strzygami. W dodatku magiczne oblicze miasta nie jest
dostępne jedynie dla nielicznych, jak w światach Rowling czy Gaimana. W tej
alternatywnej wersji świata każdy wie, że magia istnieje. Kraków Sary jest więc
podobny, ale nie identyczny z naszym – a magia pozostanie obecna i odczuwalna w
nim niemalże na każdym kroku. Odmienna historia zaowocowała też pewnymi
zmianami w mieście (na przykład Park Łukomskiego tak naprawdę nie istnieje),
więc Kraków z Polanii nie stanowi wiernego odbicia prawdziwego miasta (choć
jest do niego bardzo podobny).
Z miłości do miasta
Takie rozwiązanie – jawna magia
na ulicach współczesnego Krakowa – nie każdemu pewnie przypadnie do gustu.
Pojawiły się osoby, które pisały o pewnym dysonansie, problemach z połączeniem
rzeczy takich jak smoki, król na Wawelu i komórki. W przeważającej liczbie recenzji
jednak osadzenie akcji w Krakowie i stosunek tytułowej wiedźmy do miasta
zaliczono mi na plus. O ile Sara rzadko przywiązuje się do ludzi, o tyle
naprawdę kocha stolicę Polanii i starałam się, aby te uczucia było u niej
widać. Ba, nie tylko zależy jej na Krakowie, ale żyje zgodnie z rytmem miasta,
połączona z nim specyficzną więzią. Starałam się wiarygodnie wykreować
bohaterkę mocno przywiązaną do miejsc, atmosfery, budynków – co mogło wyjść z
różnym skutkiem, bowiem w okresie, gdy pisałam „Spalić wiedźmę”, a było to
ładne parę lat temu, ja stosunku Sary do Krakowa nie podzielałam.
W szarości codzienności
Kraków w czasie, gdy tworzyłam
Wiedźmę – a więc tak mniej więcej okolice 2013 roku – nie miał już dla mnie tej
magii, którą widziałam w nim jako dziecko. Miasto, w którym zaczęłam studia,
szybko straciło dla mnie swój urok. Większość czasu spędzałam nad notatkami w
pokoju bądź na uczelni, krakowskie ulice przemierzając wyłącznie pomiędzy tymi
dwoma punktami. Na spotkania integracyjne owszem, chodziłam, ale nocne kluby to
nie do końca moja bajka. Uciekałam więc z miasta, kiedy tylko mogłam i nie
miałam dla niego wiele sympatii. Nie miałam ulubionych knajp, nie odwiedzałam
muzeów, nie ciągnęło mnie do spacerów. Tymczasem pisałam o bohaterce, dla
której Kraków stał się nie tylko domem, ale też jedną z najważniejszych rzeczy
na świecie. Starałam się, aby wypadła wiarygodnie. W końcu, pisałam też o
wiedźmie, a sama przecież czarownicą nie jestem.
Czekolada i makaron
Obecnie, na szczęście, traktuję
Kraków zupełnie inaczej. W ciągu dwóch ostatnich lat polubiłam to miasto:
pomimo wiszącego nad nim smogu, nadmiaru ulotek, chaosu urbanistycznego i
piekielnie drogich biletów mpk. Lubię spacerować po Plantach, zwłaszcza wiosną
i wczesną jesienią. Lubię zapiekani i lody z Kazimierza. Lubię czasem zobaczyć
coś nowego w Krakowie. Tak oto zachwycałam się wystawą sztuki chińskiej w
Muzeum Narodowym i oglądałam szopki oraz malowane jajka w Muzeum
Etnograficznym. Głaskałam koty w kociej kawiarni, spróbowałam kremowego piwa na
Grodzkiej (powiem wam, że jest nie najlepsze – a jak ktoś jak ja nie szaleje za
cynamonem powinien od razu prosić, żeby go nie dodawano), biegałam po
prelekcjach na Imladrisie i widziałam wojów walczących na Kopcu Kraka. Są
miejsca, które upodobałam sobie szczególnie. Mam swoją ulubioną herbaciarnię w
pobliżu rynku, którą cenię za klimat, i kawiarnię, w której zwykle zamawiam
białą czekoladę z musem malinowym. Stary Port to świetne miejsce na napicie się
czekolady (pewnie dla wielu to bluźnierstwo, ale nie lubię piwa:P) i rozłożenie
na drewnianym blacie w świetle świeczki kart do Munchkina. Gdy chcę zjeść obiad
na mieście, zwykle chowam się w pizzeri na Starowiślnej albo idę do krakowskiej
na ulubiony makaron.
Polubiłam Kraków, ze wszystkimi
jego zaletami i wadami. Chociaż wciąż moje uczucia wobec miasta są bardzo różne
od tych, jakie żywi wobec niego Sara. Także dlatego, że ona jest z natury
samotnicą i poznaje je wyłącznie sama. Ja nauczyłam się lubić Kraków pewnie po
części ze względu na spotkanych tu ludzi.
(Oba zdjęcia moje, nikomu nie podbierane)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz